Niby w górach zbliża się zima, niby sypnęło śniegiem, niby mróz, ale wszystko jakieś takie właśnie niby… Z końcem listopada zachciało mi się górskiego wypadu w góry, a że do wyjazdu pozostawał tydzień czasu, to kompletnie nie miałem pojęcia na jakie warunki pogodowe się nastawiać.

Późna jesień, leje, wieje. W mieście jest nieznośnie, to co dopiero na jakimś górskim szlaku? Spłynę z błotem! W prognozach pogody również panował chaos. To mróz, to deszcz ze śniegiem, to ponad 10 stopni na plusie w południowej Polsce, to halny powieje. Można było dostać kręćka, a ja przecież tak bardzo lubię w minimalnym stopniu nastawić się na to, co mnie czeka.
Wybiła godzina zero. Środek tygodnia, zaczyna świtać. Nie próżnuję. Szybka pobudka, szybkie śniadanie i już pruję na Szczyrk, by znaleźć się u podnóży Skrzycznego (1257 m n.p.m.) – najwyższego szczytu Beskidu Śląskiego. To od tej góry chcę rozpocząć wędrówkę. Z Zagłębia Dąbrowskiego, w którym mieszkam do Szczyrku jadę spokojnym tempem nie dłużej jak godzinę z minutami. Pogoda jak na koniec listopada wręcz szalona! Słońce wali niemiłosiernie po oczach na bezchmurnym niebie, temperatura wysoko powyżej zera i zanosi się na piękny „wiosenny” dzień. Nic, tylko ruszać w drogę.
Nie planuje górskiego maratonu. Chcę odpocząć po kilku tygodniach intensywnych działań i po prostu wyciszyć się. A gdzie można to osiągnąć najpełniej, jeśli nie w górach.


W drodze na Skrzyczne, widok na pasmo KlimczokaW drodze na Skrzyczne, widok na pasmo Klimczoka


Ruszam więc niebieskim szlakiem ze Szczyrku, a jako cel obieram sobie dotarcie na przełęcz Salmopolską (934 m n.p.m.). Między Skrzycznem, a Baranią Górą (1220 m n.p.m.) z południa na północ ciągnie się długi grzbiet wzdłuż którego biegnie łagodna, lekko „falująca” ścieżka. Najpierw trzeba dotrzeć jednak na wierzchołek najwyższej góry Beskidu Śląskiego. Mimo, że wędruję w cieniu góry, temperatura absolutnie nie daje mi się we znaki. Wraz ze zmieniającą się wysokością czuję co prawda mocniejsze podmuchy wiatru, ale nie jest to nic, co może przyciągnąć na myśl zbliżającą się zimę. Cała usportowiona góra „stoi”. Nawet skrawka śniegu, a nie od dziś wiadomo, że zbocza Skrzycznego to jeden z najpopularniejszych ośrodków narciarskich w kraju. Wpływa na to przede wszystkim położenie stoków, które jesienno-zimową porą mają minimalną styczność z promieniami słońca. Ale teraz panuje raczej klimat przedwiośnia niż zaczątki zimy.
Widoczność również powinna być dziś dobra. Przynajmniej podczas mojego podejścia na szczyt widoki zdają się być rozległe. Nie ma mgieł, nie ma też popularnego ostatnio smogu. Liczę na to, że co nieco z góry sobie poobserwuję.
Po ponad godzinnej wędrówce docieram na wierzchołek. Panująca tu wichura przepycha masy powietrza z południowo-wschodniego kierunku i próbuje z mojej rozsuniętej bluzy zrobić spadochron. Ale w dalszym ciągu nie odczuwam zimna. Na szczycie Skrzycznego interesują mnie dziś 2 rzeczy. Chciałbym odwiedzić schronisko PTTK oraz wejść na platformę widokową. Kiedy kilka lat temu byłem na tej górze, nie było widać kompletnie nic. Niebo było wtedy zaciągnięte chmurami, a jedynie drobne przejaśnienia pozwalały na to, by ujrzeć w oddali słabo zarysowane pasmo Beskidu Małego. Tym razem trafiłem na zdecydowanie lepszą przejrzystość powietrza. Co prawda najwięcej widać po stronie zachodniej i północnej, ale nie przeszkadza mi to w osiągnięciu wystarczającej satysfakcji. Niestety kierunki południowy i wschodni nie oferują już tak ładnej panoramy. Widać nieco masyw Babiej Góry, ale są to właściwie tylko kontury. Dobra widoczność obejmuje kotlinę żywiecką, która ze Skrzycznego prezentuje się świetnie. Wielka, rozległa, dość gęsto zabudowana kraina na płaskim terenie otoczonym pasmami górskimi. W oddali na wschodzie błyszczą srebrne wody wielkiej tafli Jeziora Żywieckiego.


Widok ze szczytu na Beskid MałyWidok ze szczytu na Beskid Mały


Udaję się na chwilę do schroniska. Zjadam śniadanie w przytulnej, rozgrzanej promieniami słońca jadalni i ruszam w kierunku południowym. Schodzę nieco poniżej kopuły szczytowej Skrzycznego i docieram na odsłonięty grzbiet. Wiatr nie odpuszcza nawet na moment, ale jest to wiatr bardzo ciepły. Mam momentami wrażenie, że jego podmuchy są cieplejsze od tych, które towarzyszyły mi podczas podejścia na szczyt. Wędrówka ze Skrzycznego w kierunku Malinowskiej Skały (1152 m n.p.m.), bo tam prowadzą oznaczenia, wiąże się raczej ze spacerem niż jakkolwiek wymagającym trekkingiem. I jest to spacer bardzo przyjemny oraz bogaty w piękne widoki. Gdy spojrzymy w kierunku zachodnim, ukaże nam się praktycznie cały Beskid Śląski ze wszystkimi wchodzącymi w jego skład pasmami. W oddali widać zabudowania odległego stąd Skoczowa. Na południu prezentuje się masywna sylwetka Baraniej Góry, a to właśnie tam bije źródło królowej polskich rzek – Wisły. Jak już jesteśmy przy królewskich tematach, to nie sposób pominąć królowej Beskidów, czyli Babiej Góry. Szczyt Babiej i pasmo Beskidu Żywieckiego przy dobrej widoczności można oglądać po stronie południowo-wschodniej. Właściwie, w którym kierunku byśmy nie spojrzeli, to natrafimy na urocze górskie widoki. Beskid Śląski, mimo, że najbardziej zurbanizowany w całych Beskidach, jest pasmem pięknym i na swój sposób wyjątkowym.
Docieram na wierzchołek Malinowskiej Skały. Znajduje się tu ciekawa i dosyć potężna jak na beskidzkie warunki wychodnia skalna, jeden z symboli Beskidu Śląskiego. Rzucam okiem na całkiem odległą już kopułę szczytową Skrzycznego i ruszam teraz już czerwonym szklakiem w kierunku przełęczy Salmopolskiej. Kieruję się zatem na zachód. Szybko docieram na wierzchołek Malinowa (1117 m n.p.m.). Tutaj spotykam się z potężną wichurą. Tak naprawdę silny wiatr towarzyszy mi od samej wizyty na Skrzycznem, ale dopiero teraz wieje tak, jakby chciało urwać głowę. Co warte uwagi to fakt, że ów wiatr jest cały czas niebywale ciepły jak na okolicę przełomu listopada i grudnia. Ale już od ładnych paru lat można odnieść wrażenie, że zima mocno nam się przesunęła bliżej końcówki roku i nieco skróciła.
Szybko docieram do przełęczy. Jest to jedno z najbardziej charakterystycznych miejsc całego pasma, a to za sprawą faktu, iż można tu dotrzeć samochodem. Droga stanowi dogodne połączenie między Wisłą, a Szczyrkiem. Sama przełęcz to dość rozległy teren. Znajdziemy tu udogodnienia w postaci dużego parkingu, zajazdu (kiedyś znajdowało się tu nieistniejące już schronisko turystyczne o nazwie Biały Krzyż). Osoby niezmotoryzowane mają możliwość dotarcia tutaj busami, które kursują regularnie zarówno z Wisły jak i ze Szczyrku.


Na Malinowskiej Skale, w oddali SkrzyczneNa Malinowskiej Skale, w oddali Skrzyczne


Po chwili spędzonej na przełęczy pozostaje mi wrócić do Szczyrku. Niestety dzień mojej wędrówki przypadł na okres, kiedy busy ze względu na nadchodzącą zimę już nie kursują. Muszę skorzystać z uprzejmości innego turysty, który przyjechał tu samochodem. Zjeżdżamy w dół krętą drogą do Szczyrku. Nie dziwi mnie decyzja o zawieszeniu kursowania busów. Gdyby doga pokryła się śniegiem/lodem, to dla busa pełnego ludzi przejazd byłby bardzo niebezpieczny. Docieramy do Szczyrku. Wymieniam uprzejmości z kierowcą, który dowiózł mnie do miejsca, w którym pozostawiłem auto i zastanawiam się co robić dalej. Nie spoglądałem zbyt często na zegarek i ze zdumieniem zauważam, że jest wczesne popołudnie.
Wtedy przychodzi mi do głowy pomysł, który pojawia się w niej zawsze, gdy jestem w regionie. Ilekroć przyjeżdżam w Beskid Śląski, rozważam wycieczkę do Istebnej celem zobaczenia Izby Pamięci Jerzego Kukuczki, która tam się znajduje. Kilka razy miałem nawet sposobność ku temu, by się tam udać, ale albo okazywało się, że jest zbyt późno, albo postanawiałem zmodyfikować plany wędrówki po górach i na izbę czasu już nie było. Teraz postanowiłem zadzwonić do pani Cecylii (wdowy po naszym legendarnym wspinaczu) i zapytać o możliwość przyjazdu. Kilka prób połączenia kończy się niepowodzeniem, ale gdy już niemal ruszam w kierunku domu postanawiam przedzwonić jeszcze raz. Wtedy słyszę w słuchawce ciepły, spokojny, kobiecy głos. Nie mam wątpliwości co do tego, kto jest po drugiej stronie. Pani Cecylia zaprasza mnie do odwiedzenia Izby i w ten oto sposób mam okazję ku temu, by udać się na przełęcz Salmopolską własnym samochodem i przejechać przez Wisłę do Istebnej. Po drodze przejeżdżam przez jeszcze jedną popularną przełęcz położoną mniej więcej na granicy tych dwóch miejscowości, mianowicie przez Kubalonkę.


Izba Pamięci Jerzego KukuczkiIzba Pamięci Jerzego Kukuczki


Kilkadziesiąt minut później jestem już na miejscu. Piękna, słoneczna pogoda, wiatr już nie duje tak, jak podczas wędrówki po beskidzkich grzbietach. Zatrzymuję się na wąskiej asfaltowej dróżce tuż przy małej, urokliwej chatce zbudowanej z drewna. To właśnie tutaj Jerzy Kukuczka spędzał swoją młodość, to tutaj budował swoją inspirację do realizowania kolejnych wysokogórskich wypraw, to tutaj pisał swoje pamiętniki. Właśnie w tym miejscu pani Cecylia postanowiła w wyjątkowy sposób upamiętnić swojego zmarłego tragicznie męża. Przez chwile przyglądam się chatce i jej okolicy, robię zdjęcia. Nagle wychodzi do mnie pani Cecylia i zaczynamy rozmowę. Rozmawia nam się tak dobrze, że nawet nie wiem kiedy upływają kolejne minuty, a ja wciąż jeszcze niczego nie obejrzałem. Pani Cecylia jest bardzo otwartą osobą i chętnie opowiada o swoim mężu, o przeszłości, ale również o aktualnych wydarzeniach związanych z funkcjonowaniem izby, o niedawnym remoncie, który zrealizowano dzięki zbiórce finansowej. Kiedy pani Cecylia na chwile zostawia mnie w izbie samego, z wielkim zaciekawieniem i wewnętrznym poruszeniem przyglądam się całej ekspozycji. Co tam jest do obejrzenia? Nie powiem! Warto tam pojechać i zobaczyć na własne oczy, poczuć niesamowity klimat tego wyjątkowego i jednocześnie jakże kameralnego miejsca. Gdy pani Cecylia wraca, rozmawiamy jeszcze przez chwilę, ale wcześniej już dostrzegam, że jest zajęta pracą porządkową przy izbie i nie chcę zabierać jej więcej czasu. Robię sobie pamiątkowe zdjęcie z panią Cecylią, pozdrawiamy się i po chwili ruszam w stronę domu.
Mam poczucie, że to był świetny dzień w Beskidach, pełen łaskawej pogody i pozytywnych emocji. Nie spodziewałem się, że będzie tak ciepło i bezchmurnie. W głowie już powoli świtają mi pomysły na kolejny górski wypad. Mam nadzieję, że następnym razem powędruję już w zimowych warunkach. Swoją drogą fajnie byłoby zobaczyć izbę właśnie w zimowej aurze. Zapewne jest to wtedy jeszcze bardziej klimatyczne miejsce.
Przyjemnie było wędrować równomiernym grzbietem między Skrzycznem, a przełęczą Salmopolską. To naprawdę ciekawy szlak warty uwagi każdego miłośnika górskich wędrówek. Całość około 13-kilometrowej trasy zajęła mi nieco ponad 4 godziny i już w drodze powrotnej do domu zastanawiałem się ile potrwałoby takie przejście w surowych zimowych warunkach. Cóż, może po prostu to sprawdzę…


Bartek Andrzejewski