Czasami ciemności pozwalają widzieć wyraźniej. Łatwo jest być krytycznym wobec rzeczy niewybitnych. Być może stąd taka powszechna jest postawa hejterska. Ale prawdziwe wyzwanie stanowi pozostać krytycznym wobec dzieła wybitnego. A takim niewątpliwie jest najnowsza książka Roberta Macfarlene’a pt „Podziemia”. Sam autor znany jest już szerokiej publiczności z wcześniejszych wydawnictw górskich i podróżniczych. Są ich wielcy entuzjaści i znudzeni rozległymi opisami przyrody przeciwnicy. „Podziemia” stanowią wyważony kompromis, który zachwyci czytelników - i jednych i drugich, niezależnie, czy interesuje ich geologia, antropologia, speleologia, archeologia, kulturoznawstwo, lingwistyka, historia, futurologia czy zwykła podróżnicza ciekawość. Gwarantuję, że każdy znajdzie tu coś zachwycającego dla siebie.

Książka powstawała długo. Jest doskonale zaprojektowana, w szczegółach przemyślana i nic w niej nie jest dziełem przypadku. Podzielona jest na trzy - nomen omen - komory, tematyczne i lokalizacyjne. Pierwsza wprowadza czytelnika, fizycznie i kontekstowo, w podziemia wysp brytyjskich. Druga ukazuje ukryte pod powierzchnią życie - na różnych przykładach z Europy. Trzecia - poprzez podziemne przestrzenie - komunikuje nas z mitologią, przeszłością i przyszłością. Każda z tych części zabiera czytelnika w inną podróż, a każda jest na swój sposób fascynująca. Pokazuje świat, którego większość z nas nigdy nie widziała i najprawdopodobniej na swej skórze nie doświadczy.

2508receznja

W „Zejściu” - Wielkiej Brytanii autor otwiera bardzo szeroki kontekst kulturowy i antropologiczny. Z mojej strony wielkie brawa za odniesienia aż do wątków mitologicznych, wszystkich spraw rytualnych i intuicyjnych, pochówków oraz ochrony dzieł sztuki w jaskiniach. Wspaniale, że przywołuje bardzo intuicyjny i naturalny mechanizm ukrywania rzeczy cennych pod ziemią. Towarzyszą temu ładne opisy emocji, z jakimi mierzy się człowiek schodzący do jaskiń. Opierają się one na świadomości ryzyka, konsekwencji z tytułu niepowodzenia, weryfikacji uczucia lęku, klaustrofobii, ale także fascynacji i uczucia "bycia wciąganym wgłąb”. Jedyne zastrzeżenie jakie mam do tej części książki to pielęgnowanie stereotypu o ciasnotach i braku tlenu pod ziemią, co w zdecydowanej większości jest nieprawdą, a tu jest przywołane - co gorsza - w kontekście śmiertelnego wypadku. Być może ku przestrodze? Nie wiem. Jednak życzyłabym sobie weryfikacji, a nie przyklepania sprawy.

Krok dalej jest jeszcze ciekawiej. Kopalnia soli z prowadzonymi w niej eksperymentami i nieodgadniony świat grzybów są z porządku wręcz magicznego - zaprzeczają jakiejkolwiek metodologii znanej amerykańskim i europejskim naukowcom. Autor obnaża ułomność ludzkości. Mimo iż człowiek bez dwóch zdań rządzi antropocenem, to jednak lwia część natury pozostaje dla niego niewidzialna i niedostępna, a przez długi czas pozostanie również niezbadana przez brak odpowiednich narzędzi. Mało tego - już same ograniczenia lingwistyczne mogą nie pozwolić na podjęcie i opisanie tych niesamowitych zjawisk. Języki Indian mają na to większą szansę będąc bliżej natury i opisując jednym słowem całe procesy istnienia przyrody. My - "ludzie cywilizowani" - dzielimy przyrodę na ożywioną i nieożywioną. W ten sposób stawiamy pewną nieodwracalną w dalszym dyskursie tezę, a to najpewniej nie pozwala i nie pozwoli nam dotrzeć do istoty natury.

W komorze drugiej pt. „Ukrywanie się” autor analizuje powody oraz cele dla których człowiek schodzi pod powierzchnię. Na co dzień większość z nas w ogóle nie podejmuje refleksji na temat tego na jakim gruncie stoimy i nie ma świadomości sieci korytarzy, kanałów i pustych przestrzeni.

Wizja podziemnego miasta jest niezwykle fascynująca nie tylko z eksploracyjnego, ale również społecznego punktu widzenia. Autor słusznie zauważa potrzebę bycia wyżyn społecznych wysoko, w biurowcach, na ostatnich piętrach, a plebejuszy przy ziemi - co jest intuicyjne i naturalne. Zaznacza, że pod powierzchnią nie może być i nie bywa każdy. Ponadto ukazuje miasto jako jednostkę rozwijającą się zarówno horyzontalnie jak i wertykalnie - w górę ale i w dół. Podziemie jest wtedy niejako lustrzanym odbiciem albo wręcz alternatywnym światem po drugiej stronie lustra. Jednocześnie autor przygląda się z socjologicznego punktu widzenia ludzkiej potrzebie zanegowania systemu i manifestacji wolności poprzez zagłębianie się w struktury niewidoczne czy ukryte. Inaczej ta potrzeba jest realizowana w czasie pokoju, a inaczej w czasie wojny. Wątek polecam refleksji - choćby bez lektury.

Część trzecia „ duchy przeszłości” poświęcona jest głębiom morskim, tym co skrywają wody i lód. Do tematu jesteśmy wprowadzeni przez mieszkańców północnych wybrzeży Norwegii w kontekście wydobycia ropy, co ma swoje konsekwencje ekologiczne, psychiczne oraz kulturowe. Ta podróż i wywiad z ludnością lokalną udowadniają jak antropocentryzm zapisze się „złożami" plastiku w historii geologicznej świata. Niestety jest to tak przytłaczające jak prawdziwe. I wierzcie mi - nie brzmi to jak głos ekoterrorysty, ale raczej próba uświadamiania co niesie za sobą konsumpcjonizm i emisja CO2 w skali globalnej, zwłaszcza dla miejsc tak odległych jak koło podbiegunowe, morza i oceany.

Jeszcze mniej optymistyczny pejzaż maluje się na Grenlandii - tam globalne ocieplenie i topniejący lód odsłania to, co w głębi powinno pozostać ukryte na zawsze: trupy, choroby i radioaktywne odpady. Krajobraz lodowej pustyni wpływa na samego podróżującego - zuboża a nawet upośledza jego wypowiedzi, do czego sam się przyznaje, jakkolwiek się tego po sobie nie spodziewał. Tym samym klamrą zamyka się obserwacja wpływu języka na rzeczywistość i rzeczywistości na język. Jest to bezpośrednie nawiązanie również do wyników badań antropologów zajmujących się zachowaniami człowieka w czasie żałoby. Genialne w swej oczywistości!

Sam zaś lód to bynajmniej - nie jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka - statyczny pejzaż, ale organizm, który żyje i ożywia świat wokół siebie. Personifikacja lodowca i ukazanie jego dynamiki w cyklach zamarzania oraz topnienia naprawdę budzą respekt, Znów języki lokalsów nie znające podziału na przyrodę ożywioną i nieożywioną biją na głowę wszystkie języki nowożytne, w których ani czasowniki ani obszerne opisy nie są w stanie oddać istoty tego zimnego acz fascynującego świata.

Na koniec zaglądamy w głąb Finlandii - nierozłącznie zarówno w sensie mitologicznym, jak i dosłownym. Wiąże się z radioaktywnością przechowywanego pod ziemią uranu. Pięknie przeplatają się wątki ekologiczne, kulturowe i językowe. Wszystko jest ze sobą silnie sprzężone, nierozłączne i logicznie zdeterminowane. Przy odrobinie pokory wkładalibyśmy wszelkie starania aby nie przeszkadzać i uczestniczyć tej wielkiej pięknej tajemnicy jaką jest natura. Ale aby to zrozumieć trzeba naprawdę dotrzeć w głąb - zarówno dosłownie, jak i w przenośni. Jeśli na co dzień nie mamy czasu poszerzać naszej świadomości niechaj lektura tej książki pozwoli nam choć zdać sobie sprawę jak daleko od tego prawdziwego świata żyjemy. Liczę się jednak z tym, że większość pozostanie na etapie podziwiania okładki - skąd inąd pięknie zaprojektowanej i metaforycznie oddającej treść książki. I niech to też będzie zamknięta w metaforze prawda o nas samych.


Nadesłała Lena Koprowska