Poza krótkim alpejskim romansem (zaloty zostały zresztą skutecznie odrzucone przez alpejskie damy), tego lata zwróciłem się ku tatrzańskim wdziękom, porzucając niestety jurajską kochankę, ale na wszystko czasu nie starczyło. W efekcie czego cyfry podnieść nie zdołałem do jakiegoś katolickiego poziomu, mam nadzieję w przyszłym roku nadrobić zaległości. "Eksploracja" Tatr nie przyjęła oczywiście postaci ataków na klasyki - nie ten poziom, nie to doświadczenie.

Szwędałem się głównie po II czy też III, nabierając niezbędnego doświadczenia i obycia w tatrzańskiej topografii. Grań Kościelców poszła na pierwszy ogień, droga łatwa topograficznie, w terenie umożliwiającym łatwy wycof, no i ringi w kluczowych miejscach dla poprawy samopoczucia - mimo, że schodzona w każdą stronę, droga bardzo mi się podobała, i pewnie do niej wrócę - w końcu to moja pierwsza droga latem w Tatrach. Następnym razem zdecydowaliśmy się na Dziką Turnię ściśle granią od Rohatki - mniejsze nagromadzenie trudności, ale za to brak ringów i jakby powiew czegoś egzotycznego, oraz trochę emocji przy powrocie spowodowało, że i tą drogę zapiszę w swoim kapowniku pogrubionym drukiem. Ostry Szczyt - z nim chyba się nie polubiliśmy - pierwsze podejście z doświadczoną ekipą zakończył deszcz po dwóch wyciągach, drugie też, zakończyło się podejściem w okolice Siwych Stawów - sakrucka mgła zdecydowała o zejściu na dół. Do trzech razy sztuka chciałoby się rzec - niestety mimo fantastycznej pogody 3 wejście zakończone zostało na Małym Ostrym - kilkakrotnie przekroczony czas, spowodował decyzję o zlanovaniu jak to mówią bracia Słowacy na dół z Przełęczy między Ostrymi - 4 zjazdy ze starych pętli było aż zanadto emocjonujące. Po tej próbie, na tą drogę muszę znaleść sobie innego partnera bo moja partnerka już się tam więcej nie wybiera :). W ostatnią sobotę z niewspinającą się na codzień koleżanką spróbowałem wspiąć się na Mięgusza od Hinczowej Przełęczy. Ponure północne żlebisko, już pozamarzane spowodowało u mojej koleżanki brak ochoty na dalszą wycieczkę i 100m przez przełęczą zaordynowałem odwrót, trochę żałując szansy, ale na pewno tam wrócę. O próbie wskoczenia na IV drogę na Baranie Rogi zakończoną przez rzęsisty deszcz na parkingu w Smokovcu wspominam tylko z kronikarskiego obowiązku. Ostrząc dziaby na zimę ;) kończę swoje wynurzenia mając nadzieję na ładną pogodę na najbliższym spotkaniu klubowym, bo mimo wszystko stęskniłem się za tym naszym jurajskim "mydełkiem".